Nocna Liga Halowa - strona nieoficjalna

Strona klubowa

Logowanie

Najnowsza galeria

Zakończenie VI edycji NLH
Ładowanie...

Statystyki

Brak użytkowników
zalogowanych i 2 gości

dzisiaj: 38, wczoraj: 55
ogółem: 1 864 423

statystyki szczegółowe

Mini-Chat

Musisz się zalogować, aby korzystać z mini-chatu.

Ankiety

Czy chciałbyś by mecze w NLH sędziowało dwóch sędziów, nawet gdyby wpisowe było przez to wyższe?

Aktualności

Opisy meczów 6 kolejki 1.ligi!

  • autor: .roberto., 2013-01-22 15:37

Mistrz poległ w meczu na szczycie. Wraca era DUETu?

CUBANA RISTORANTE 3:4 SZÓSTKA

Po emocjach związanych z Pucharem Ligi, przyszła pora na powrót do ligowej rzeczywistości. I wcale nie do szarej, jak zwykle mówi się w tego typu okolicznościach. Rozgrywki 1.ligi stoją na bardzo wysokim poziomie i każdy chciałby uplasować się jak najwyżej, a Szóstka i Cubana należą zdecydowanie do górnej połówki tabeli i choćby z tego względu oczekiwaliśmy sporych emocji. A stawka nie była mała – miejsca na podium nie są jeszcze ustalone i obydwie ekipy miały ambicje, by wskoczyć chociażby na to najniższe. 'Kubańczycy' byli w dużym gazie – nie dość, że notowali w lidze passę trzech kolejnych triumfów, to wygrali swoją grupę w Pucharze, dystansując w niej właśnie Szóstkę (w bezpośrednim pojedynku było 0:0). Już wtedy widać było, jak wiele problemów sprawia im Marcin Kur i w powietrzu wisiało bardzo ważne pytanie – czy gracze wciąż aktualnego wicemistrza ligi wyciągnęli odpowiednie wnioski i będą potrafili zneutralizować poczynania tego nietuzinkowego napastnika. I kto wie, czy za bardzo się na tym nie skupili, bo w pierwszych kilku minutach, katem stałem się dla nich kto inny. Krzysiek Kuban, którego w ostatnich tygodniach na parkietach Nocnej Ligi nie oglądaliśmy, przypomniał o sobie w sposób najbardziej spektakularny z możliwych. Już w 2 minucie zaliczył słupek i to zwiastowało duże niebezpieczeństwo z jego strony, jak też ogromny głód gry. I w 3 minucie kapitan Cubany daje temu upust. Rozegranie rzutu wolnego, piłka wędruje do jednego z najtwardszych obrońców ligi, a ten lewą nogą, mocnym uderzeniem lokuje ją w siatce Piotrka Kozy. 1:0! A to była dopiero rozgrzewka. Za chwilę strzelec pierwszego gola pokazuje Henrykowi Frączkowi, by ten zagrał mu futbolówkę na wolne pole, co kolega z drużyny czyni perfekcyjnie, a Krzysiek Kuban fe-no-me-nal-nym strzałem z dystansu, po którym piłka ociera się jeszcze o poprzeczkę, nadając uderzeniu dodatkowych efektów specjalnych, zmienia wynik na 2:0! 'No to ładnie weszliśmy w mecz' - pomyśleli sobie pewnie przedstawiciele Szóstki. Na szczęście to, co wydarzyło się w inauguracyjnych fragmentach spotkania, wpłynęło na nich bardzo mobilizująco. Już w 8 minucie odrobili połowę strat, gdy Kamil Melcher zdecydował się na strzał, a totalnie zasłonięty Fred Słowik zobaczył piłkę w ostatniej chwili i nie miał szans na skuteczną interwencję. A dwie minuty później był już remis. Kamil Melcher zagrywa do Krzyśka Powierży, a jeden z weteranów Ligi, który gra w niej od samego początku, nie ma problemów z odpowiednim dołożeniem stopy i mecz zaczął się na nowo. To był moment, w którym Marcin Kur wiedział, że musi wziąć ciężar odpowiedzialności na siebie. I w 13 minucie przeprowadził świetną, indywidualną akcję, którą zapoczątkował praktycznie we własnym polu karnym, a spuentował strzałem na bramkę Piotrka Kozy, jednak golkiper Szóstki nie dał się zaskoczyć. Totalnie rozmontować, dała się za to obrona Cubany, w 15 minucie. Koronkowa 'klepka' w wykonaniu dawnego Amimedu, podczas której Michał Czuba był przedostatnim ogniwem, a finalizującym akcję Kamil Melcher i to, co wydawało się do przerwy niemożliwe, stało się ciałem – Szóstka na prowadzeniu! I dziś, patrząc na ten mecz z perspektywy czasu, można śmiało stwierdzić, iż był to kluczowy moment spotkania. Artur Radomski i spółka na drugą połowę wyszli już podwójnie skoncentrowani i to oni dyktowali warunki gry. Udało im się niemal w 100% wyłączyć z meczu Marcina Kura, a sami przeprowadzali bardzo groźne kontr-ataki. W 22 minucie Cubana tylko Fredowi Słowiki zawdzięcza, że ani Kamil Melcher, ani Michał Czuba, nie podwoili prowadzenia wicemistrzów NLH. Co się jednak odwlekło, to nie uciekło. W 27 minucie Krzysiek Powierża po profesorsku przerzucił piłkę nad Henrykiem Frączkiem i pognał w kierunku 'świątyni' Ristorante, a mieszcząc futbolówkę między nogami bramkarza, na owo miano profesora zasłużył i bez kończenia odpowiednich studiów. Klasa! Rezultat 4:2 dawał Szóstce możliwość spokojnej gry, chociaż w 29 minucie, idyllę zakłócił na chwilę Piotrek Koza, który stracił piłkę w banalny sposób na rzecz Marcina Kura, jednak w porę swój błąd zdołał naprawić. A chwilę później zrehabilitował się z nawiązką, gdy w sytuacji 'sam na sam' wygrał pojedynek z Mariuszem Rostkowskim. Cubana nie poddawała się i coraz mocniej naciskając przeciwnika, w 32 minucie zmusiła go do kolejnej prostej straty, na której skorzystał Dawid Fraczek i gol kontaktowy stał się faktem. Nic więc dziwnego, że Krzysiek Kuban jeszcze usilniej zachęcał kolegów, do włożenia maksymalnego wysiłku, w tych ostatnich kilku minutach. I było blisko sukcesu. W 34 minucie Marcin Kur, po podaniu Mariusza Rostkowskiego, pomylił się nieznacznie, a w 35 minucie sytuacji 'oko w oko' z Piotrkiem Koza nie wykorzystał Mariusz Żebrowski. Trzecia i ostatnia szansa nadarzyła się na 120 sekund przed końcem, ale i tym razem Marcinowi Kurowi zabrakło tego, czego szukał przez niemal całe spotkanie – skuteczności. Wynik się nie zmienił i to Szóstka cieszyła się z bardzo ważnych trzech punktów. Triumf pozwolił jej awansować na czwarte miejsce a stąd już o krok od podium. Ogromna w tym zasługa duetu Kamil Melcher - Krzysiek Powierża, który w ofensywie kreował niemal wszystkie ofensywne schematy swojej drużyny. Ale było to możliwe, bo tacy graczy jak Artur Radomski czy Michał Czuba robili 'czarną robotę' w defensywie, jednak nie od dziś wiadomo, że siłą 'młodych wilków' z Duczek jest właśnie kolektyw. Miejscowi boleśnie się o tym przekonali, a przecież po pierwszych 3 minutach już trzymali długopis w dłoni, by dopisać sobie trzy punkty. Nic z tego. Za szybko uwierzyli w sukces i w kolejnych 37 minutach tak efektowni już nie byli. Ale najgorsze, że nie byli też efektywni i halę opuszczali ze zwieszonymi głowami. C'est la vie.

skrót meczu (włącz opcję 720p HD! przy lepszej prędkości Internetu nawet 1080p HD!)

(jeśli zacina Ci się obraz, włącz odtwarzanie w youtube.com)

 

Przebieg spotkania:

3' Krzysiek Kuban (1:0)

3' Krzysiek Kuban (2:0)

8' Kamil Melcher (2:1)

10' Krzysiek Powierża (2:2)

15' Kamil Melcher (2:3)

27' Krzysiek Powierża (2:4)

32' Dawid Frączek (3:4)

 

- piłkarz meczu - Kamil Melcher (Szóstka)

 

Cubana Ristorante:

Ferdynand Słowik - Henryk Frączek - Dawid Frączek - Krzysiek Kuban - Marcin Kur

rezerwowi:

- Mariusz Żebrowski

- Mariusz Rostkowski

 

Szóstka:

Piotr Koza - Artur Radomski - Adrian Uściński - Konrad Kupiec - Kamil Melcher

rezerwowi:

- Michał Wytrykus

- Michał Czuba

- Krzysiek Powierża

 

SAMI SWOI 2:1 IN-PLUS MARKI

W drugim poniedziałkowym spotkaniu 1.ligi, Sami Swoi, wciąż celujący w wygranie rozgrywek, zmierzyli się z broniącym się przed spadkiem In-Plusem. I podobnie jak w starciu Szóstki z Cubaną, tak i w tej potyczce jej przedsmak mieliśmy w Pucharze Ligi, gdy w 10-minutowej konfrontacji padł remis 1:1. Teraz, mimo że dystans był czterokrotnie dłuższy, także nie spodziewaliśmy się festiwalu bramek, tym bardziej, iż 'Swojacy' mieli w pamięci bardzo bolesną porażkę z In-Plusem z tamtego roku, która mocno pokrzyżowała im plany w kwestii mistrzostwa i teraz bracia Stańczuk i spółka nie chcieli popełnić identycznego zaniechania. By wcielić postanowienie w życie, musieli przede wszystkim skupić się na ograniczeniu poczynań Michała Madeja oraz Sebastiana Ryńskiego, którzy pod nieobecność Filipa Górala tworzyli ofensywny tandem In-Plusu. Ale mądrze i skutecznie ustawić szyki obronne to jedno – trzeba jeszcze coć strzelić i już w 2 minucie blisko sukcesu był Marcin Jackiewicz, który pobiegł z piłką po skrzydle i dobiegł z nią aż do pola karnego przeciwników, gdzie świetną interwencją zatrzymał go Paweł Skrok. W odpowiedzi równie dynamiczną akcję przeprowadził Bartek Wilczński. On z kolei zdecydował się w końcowym rozrachunku na podanie, ale Michał Madej sprawdził jedynie wytrzymałość słupka. Bramka wisiała w powietrzu, choć trudno było wyrokować, kto jako pierwszy będzie celebrował jej zdobycie. Odpowiedź przyszła w 9 minucie. Sędzia bardzo mądrze zastosował przywilej korzyści, po faulu na Robercie Sosnowskim, piłka doturlała się do Piotrka Stańczuka a ten mierzonym strzałem po długim rogu, zmusił do kapitulacji Pawła Skroka. 1:0! Wynik ten na tablicy świetlnej nie przetrwał jednak nawet pół minuty. Podopieczni Patryka Galla błyskawicznie wznowili grę, Michał Madej odegrał 'selecta' do Sebastiana Ryńskiego, a napastnik In-Plusu nie dał żadnych szans Adamowi Stańczukowi. 1:1! I jak można było się spodziewać, bo tak intensywnej minucie, w obu ekipach nastąpiło stonowanie emocji. Owszem, sytuacje były, ale wynik remisowy dzielnie się trzymał, choć ambitnie starał się go zmienić zwłaszcza Michał Madej. W 11 minucie fenomenalną ruletę minął dwóch zawodników rywala i mając do dyspozycji dwóch kolegów, zdecydował się niepotrzebnie na indywidualne sfinalizowanie akcji i gdy Adam Stańczuk okazał się górą, na napastnika In-Plusu posypały się gromy z ławki rezerwowych. 'Czemu nie podawałeś?!' - to chyba najczęściej słyszane zdanie, jakie jest kierowane w kierunku Michała Madeja, chociaż trzeba mu oddać, że tę sytuację sam sobie wypracował, więc miał prawo ją w pojedynkę zamknąć. Nie udało się, przez co od razu zainicjowana została kontra Samych Swoich. Kończył ją Marcin Jackiewicz, ale jego delikatna podcinka znalazła drogę do nie tej siatki co trzeba, a więc tej za bramką. I w pierwszej połowie to byłoby na tyle. W drugiej odsłonie, kontrola od samego początku należała do graczy z Kobyłki. W 23 minucie świetna akcja w trójkącie – Robert Sosnowski – Paweł Stańczuk – Alek Cieślak, jednak Paweł Skrok mądrze skraca kąt i zażegnuje niebezpieczeństwo. W 26 minucie Robert Sosnowski zagrywa z rzutu wolnego do Dawida Gajewskiego, ale i w tej sytuacji górą jest bramkarz In-Plusu. Przybysze z Marek potrzebowali z kolei aż 9 minut, by przeprowadzić swój schemat ofensywny i oczywiście znów w roli głównej Michał Madej. Podanie nastąpiło od Sebastiana Ryńskiego, który świetnie wypatrzył niepilnowanego kolegę, ale ten mimo doskonałych okoliczności, po raz kolejny przekonuje się o umiejętnościach Adama Stańczuka. Zażarta walka trwa w najlepsze. Chwilę później minimalnie obok spojenia bramki uderza Paweł Stańczuk, a w 33 minucie pierwszy poważniejszy błąd popełnia Paweł Skrok. Odbija on przed siebie uderzenie Roberta Sosnowskiego i tylko czekał na to Marcin Mańko. Pozycja była dogodna, ale strzał zły i piłka odbija się jedynie od słupka. Do końca spotkania zostaje kilka minut a przecież zwłaszcza Samym Swoim zależy, by podział punktów nie był ostatecznym rozstrzygnięciem, bo niemal w 100% pozbawiłby on szans na walkę do ostatniej kolejki o mistrzostwo ligi. Sprawy w swoje nogi bierze wtedy Paweł Stańczuk. Najpierw odbiera piłkę...własnego bratu, Piotrkowi, jakby chciał dać do zrozumienia, że to właśnie jemu należy się rozegranie decydującej akcji i że czuje się na siłach, by to uczynić. A co najgorsze – obrona In-Plusu jakby chciała mu w tym pomóc, bo żaden z zawodników nie doskakuje do pomocnika SS, a ten wbiega w pole karne i strzałem ze słabszej, prawej nogi, mieści futbolówkę między Pawłem Skrokiem a dalszym słupkiem. 2:1! Teraz dwukrotnym mistrzom NLH pozostało dowiezienie tego wyniku do ostatniego gwizdka sędziego. I chociaż Marcin Częścik kilka chwil później miał naprawdę niezłe okoliczności, by po raz drugi na tablicy świetlnej zagościł remis, to górą był niezawodny Adam Stańczuk, a wraz z nim cała ekipa Samych Swoich. To był dobry, ciekawy i prowadzony w przyjemnej atmosferze mecz, w którym szala mogła przechylić się na każdą ze stron, ale ostatecznie wygrała drużyna o lepiej zbilansowanym składzie, która w końcowym fragmencie zachowała więcej sił. I ten triumf pozwala 'Swojakom' wciąż marzyć o powrocie na tron, który utracili w 3 edycji. In-Plusu zaś szkoda, bo to już nie pierwszy mecz, gdy grają dobrze a punktów nie zdobywają i zamiast przynajmniej środka tabeli, są prawie na jej dnie. Chyba przyszła więc pora, by grać mniej efektownie, ale efektywniej – w innym przypadku ekipa z Marek zostanie zmuszona wybrać się w roczną wycieczkę do 2.ligi. A to wcale nie będą wczasy pod gruszą, tylko twarda bitwa o każdy centymetr boiska. A In-Plus ma już tylko trzy mecze, by odwołać rezerwację biletów...

 

Przebieg spotkania:

9' Piotrek Stańczuk (1:0)

9' Sebastian Ryński (1:1)

35' Paweł Stańczuk (2:1)

 

- piłkarz meczu - Paweł Stańczuk (Sami Swoi)

 

Sami Swoi:

Adam Stańczuk - Piotr Stańczuk - Marcin Jackiewicz - Alek Cieślak - Paweł Stańczuk

rezerwowi:

- Dawid Gajewski

- Marcin Mańko

- Robert Sosnowski

- Krzysztof Zasłonka

 

In-Plus Marki:

Paweł Skrok - Karol Kupisiński - Bartek Wilczyński - Łukasz Szcześniak - Michał Madej

rezerwowi:

- Patryk Gall

- Marcin Częścik

- Kamil Ryński

- Sebastian Ryński

 

PUB OFFSIDE 4:6 DUET TEAM4FUN

Bez dwóch zdań, niczego nie ujmując rywalizacji Samych Swoich z Duetem, to jednak właśnie ten mecz, aktualnego mistrza Ligi, Pubu Offside, z aktualnym liderem tabeli, właśnie DUETem, był jak do tej pory najważniejszym wydarzeniem szóstej edycji NLH. Spotkanie-klucz, które miało nam podpowiedzieć, czy podopiecznych Pawła Buli stać na zatrzymanie rozpędzonego Team4Fun, który tak dobrze jak ostatnio, prezentował się w 3 i 4 edycji, gdy na koniec sezonu odbierał złote medale. Offside nie obawia się nikogo i właśnie ta wiara we własne umiejętności, w kolektyw, który udało się stworzyć kapitanowi tego zespołu i samej drużynie, pozwoliła wywalczyć Pubowi to, na co czekał tyle sezonów. Teraz nadszedł czas, by potwierdzić swoją wartość i uczynić ogromny krok w kierunku obrony mistrzowskiego tytuł. Czy się udało? Już pierwsze minuty pokazały, jak piekielnie trudnym, może wręcz niewykonalnym, będzie to zadaniem. W 5 minucie doszło w polu karnym Grześka Reterskiego do zamieszania, piłka po strzale Norberta Cioka odbiła się od poprzeczki i spadła pod nogi...Norberta Cioka, który zdążył do niej ponownie dobiec, dołożyć stopę i wyprowadzić pretendentów na prowadzenie. Chwile później mógł odpowiedzieć Bartek Męczkowski, jednak mimo kilku wariantów rozegrania, w którym najbardziej odpowiednim byłoby chyba podanie do jednego z kolegów, zdecydował się na strzał i akcja spaliła na panewce. Kolejna kontra DUETu była z kolei zabójcza. Najpierw Łukasz Groszek kapitalnie wypatrzył nieobstawionego Norberta Cioka, a ten chociaż przegrał pojedynek sam na sam z Grześkiem Reterskim, to wywalczył rzut rożny. I błyskawicznie go rozegrał, podając na nos, a dokładnie na stopę do Piotrka Markowskiego a ten miękkim uderzeniem przy słupku, zmusił do drugiej kapitulacji bramkarza Offside'u. I jeśli przed rozpoczęciem spotkania, Paweł Bula i spółka pisali jakiś scenariusz tego meczu, to aż trudno sobie wyobrazić, by ten najczarniejszy z nich zakładał stratę dwóch goli w pierwszych 6 minutach. A tak się stało. Na szczęście w 8 minucie chwila dekoncentracji przydarzyła się Piotrkowi Markowskiemu. Będąc bardzo blisko własnej bramki, nie dość dokładnie osłonił piłkę, przez Bartek Męczkowski wepchnął ją do siatki, obok zaskoczonego Łukasza Mroza. Gracze T4F kwestionowali czystość tego zagrania, ale szybko odpuścili i kilka minut później wzięli się za to, co potrafią najlepiej. Znów w głównej roli, tym razem pozytywnego bohatera, Piotrek Markowski, który mimo asysty obrońcy na plecach, w tempo zgrywa piłkę do nabiegającego Grześka Bajszczaka i tak doświadczony gracz nie może się pomylić, mając przed sobą tylko bramkarza – 3:1! Sytuacja Pubu ponownie była zła i chociaż nie beznadziejna, to DUET grał tak dobrze, iż nie dawał symptomów, że nagle w tym doskonale funkcjonującym mechanizmie, popsuje się skrzynia biegów. Chociaż w 14 minucie, kij we własny szprychy włożył Norbert Ciok, niepotrzebnie komentując jedną z decyzji arbitra i otrzymując żółtą kartkę. Ale ponieważ był wtedy tylko rezerwowym, nie uszczupliło to składu DUETu. Już wtedy zbliżał się koniec pierwszej połowy i mimo dużej aktywności szczególnie Bartka Męczkowskiego, który dwoił się i troił, rezultat nie uległ już zmianie. Druga połowa zaczęła się z kolei bardzo źle dla wciąż urzędujących mistrzów – tym razem w dyskusję z sędzia wdał się Mariusz Rutkowski i musiał opuścić plac gry. Team4Fun nie forsował jednak tempa i co więcej – to Offside, ponownie za sprawą Bartka Męczkowskiego miał kolejną okazję, by zminimalizować straty, jednak Łukasz Mróz popisał się udaną interwencją. Tak samo, jak w 26 minucie, gdy nie po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z konfrontacją tych właśnie graczy, ale ponownie górą był bramkarz DUETu, któremu piłka dość szczęśliwie wturlała się pod brzuch i nie wpadła do siatki. A za chwilę było już 4:1. Łukasz Mróz uruchomił bowiem dalekim wyrzutem Norberta Cioka, a ten został totalnie zignorowany przez obrońców i ładnym uderzeniem z pół-obrotu, które zahaczyło jeszcze o dłonie Grześka Reterskiego, sprawił, iż przewaga pretendentów wynosiła już trzy gole! Pub wciąż jednak oddychał i dwie minuty później Kamil Kulma, po zagraniu Kamila Tlagi z rzutu rożnego, płaskim strzałem przy bliższym słupku, oszukał Łukasza Mroza i dał nadzieję 'czerwono-czarnym', ze przynajmniej remis nadal jest ich w zasięgu. Ale tak nie było. Kto oglądał to spotkanie widział, iż DUET w pełni kontroluje przebieg wydarzeń i tego wieczora nie da sobie wydrzeć zwycięstwa. W 32 minucie potwierdził to Piotrek Markowski, który wykorzystał podanie Grześka Bajszczaka i zaliczył swoje drugie trafienie w meczu. Offside nie poddawał się i Bartek Kruk dwie minuty później znów zniwelował straty do dwóch goli, ale decydujący cios zadał na kilka chwil przed końcem Łukasz Groszek. Aktualnego mistrza stać było już tylko na honorowe trafienie Mariusza Rutkowskiego i tym samym DUET Team4Fun odniósł niezwykle cenny, być może decydujący triumf w walce o wiktorię w szóstej edycji NLH. I był to triumf ze wszech miar zasłużony. Łukasz Mróz i spółka grali po prostu lepiej, a o ich sile niech świadczy to, że Pub sześciu goli w jednym spotkaniu nie stracił od wielu lat w Nocnej Lidze. To pokazuje, jak ogromnym potencjałem dysponuje DUET, który jest na ostatniej prostej, ku upragnionemu celowi. I chociaż nie można mu niczego gratulować, poza poniedziałkowym zwycięstwem, to nic nie wskazuje na to, by z trzech ostatnich przeciwników znalazł się taki, który mógłby T4F poważniej zagrozić. Piłka uczy jednak pokory, więc poczekajmy. Pokorę widać też było w zachowaniu zawodników Pubu. Dla nich to był trudny moment, bo po spektakularnym sukcesie, jakiego doświadczyli w poprzednim sezonie, mieli ogromny apetyt, by go powtórzyć. Nie udało się i być może wielu kibiców sądziło, że pogodzenie się z porażką nie przyjdzie im łatwo, że 'kości będą trzeszczały'. Ale nic z tego. Offside przyjął przegraną z godnością, z klasą mistrza, jakim wciąż jest. I nawet Paweł Bula, znany ze swojego porywczego temperamentu, mimo kilku decyzji sędziowskich, które ewidentnie mu się nie podobały, potrafił podejść po meczu i pogratulować przeciwnikowi. A z sędzią rozmawiał tak, jak powinien to robić zawsze. I dlatego podjęliśmy też decyzję, o natychmiastowym odwieszeniu mu kary, dzięki czemu będzie mógł zagrać już za tydzień. To był ważny i pozytywny znak, który trzeba docenić. Aktualny mistrz zdał więc koronę i uczynił to z klasą. Dlatego należą mu się takie sama brawa jak temu, który tę koronę prawdopodobnie przejmie. I oby tak zawsze.

skrót meczu (włącz opcję 720p HD! przy lepszej prędkości Internetu nawet 1080p HD!)

(jeśli zacina Ci się obraz, włącz odtwarzanie w youtube.com)

 

Przebieg spotkania:

5' Norbert Ciok (0:1)

6' Piotr Markowski (0:2)

8' Bartek Męczkowski (1:2)

10' Grzesiek Bajszczak (1:3)

14' Norbert Ciok

21' Mariusz Rutkowski

26' Norbert Ciok (1:4)

28' Kamil Kulma (2:4)

32' Piotr Markowski (2:5)

34' Bartek Kruk (3:5)

36' Łukasz Groszek (3:6)

38' Mariusz Rutkowski (4:6)

 

- piłkarz meczu - Piotr Markowski (DUET Team4Fun)

 

Pub Offside:

Grzesiek Reterski - Przemek Górski - Paweł Szczupak - Mariusz Rutkowski - Jacek Klimczak

rezerwowi:

- Bartek Męczkowski

- Kamil Kulma

- Kamil Tlaga

- Bartek Kruk

 

Duet Team4Fun:

Łukasz Mróz - Adrian Pląska - Łukasz Groszek - Piotr Markowski - Norbert Ciok

rezerwowi:

- Grzesiek Bajszczak

- Paweł Czerski

- Adam Andrzejewski

 

REMBERTICOS 3:5 ANDROMEDA

Remberticos – 0 punktów, Andromeda – 3 punkty – tak przed tym spotkaniem przedstawiał się punktowy bilans uczestników pierwszego wtorkowego pojedynku 1.ligi. Nic więc dziwnego, że dla obydwu drużyn, był też meczem o wszystko – zapewne nie pierwszym, jak i też nie ostatnim. Więcej do stracenia mieli gracze Remberticos, bo ewentualna porażka powodowała stratę aż sześciu punktów do strefy barażowej, co przy trzech kolejkach do końca, praktycznie pozbawiało Jarka Praska i spółka pierwszoligowego statutu. Przybysze z Rembertowa podeszli jednak do sytuacji ze spokojem, a gdy pojawili się w sile ledwie sześciu zawodników na parkiecie, wróżenie im sukcesu był czymś z kategorii science-fiction. Ale to był dopiero zaczątek katastrofy, bo już po dwóch minutach meczu przegrywali 0:2. Andromeda rozpoczęła grę od środka, podania wymienili bracia Włodyga i młodszy z nich, Krzysiek, ze spokojem po raz pierwszy pokonał Roberta Leszczyńskiego. Po chwili ten sam zawodnik wymusza stratę na Pawle Leszczyńskim, przechwytuje piłkę i strzałem między nogami bramkarza, daje swojemu zespołowi dwubramkowe prowadzenie. A podopieczni Wojtka Kuciaka wcale nie spuszczali z tonu. W 4 minucie Adam Marcinkiewicz miał 100% sytuację, ale posłał piłkę obok słupka. W 6 minucie szansę na klasycznego hat-tricka zmarnował za to Krzysiek Włodyga i te dwie, w lekkomyślny sposób zniweczone okazje, szybko się zemściły. Szarża Łukasza Migały prawą stroną boiska, podanie do Jarka Praska a najlepszy strzelec w historii drużyny strzałem pod poprzeczkę zmienia wynik na 2:1. Andromeda ponownie dysponuje okazją stuprocentową, ale tym razem Maciek Włodyga okazuje się gorszy od Roberta Leszczyńskiego, co znów ma przykre konsekwencje. Remberticos kapitalnie 'wyklepują' akcję, Łukasz Prasek podaje do swojego brata, a ten z zimną krwią wykorzystuje aspekt pozbawienia jakiekolwiek opieki i pokonuje Kamila Ciechowicza. 2:2! Zawodnicy w błękitnych koszulkach mogli wyjść na spokojnie prowadzenie 4:0, a zamiast tego wkradła się w ich poczynania nerwowość. Do końca pierwszej połowy grali chaotycznie i poza okazją, którą Pawłowi Roguskiemu wyklarował znakomitym podaniem Maciek Włodyga, a strzał zatrzymał się na bramkarzy rywali, nic więcej nie pokazali. A po kilku minutach drugiej części mogli nawet przegrywać. Szansą dysponował Łukasz Migała, jednak strzał, mimo że z bliskiej odległości, nie znalazł drogi do bramki i zakończył podróż tuż obok słupka. Na szczęście w 24 minucie do Andromedy uśmiechnął się los. Stratę w środku pola popełnił Michał Minkina i Paweł Roguski doszedł do okoliczności 'oko w oko' z golkiperem dawnych Kanonierów i chociaż strzał nie był najmocniejszy, to bardzo precyzyjny i podopieczni Wojtka Kuciaka złapali drugi oddech. Od tego momentu znów mogli grać nieco spokojniej i w 26 minucie o mało nie przyniosło to decydującego trafienia, ale Maciek Włodyga trafił w słupek. Nie mija 60 sekund, a Krzysiek Włodyga wystawia 'selecta' Pawłowi Roguskiemu, ale temu, mimo dużego rozmiaru buta, i tak brakuje kilku centymetrów, by domknąć akcję. Co jednak nie udaje się teraz, realizuje w 31 minucie Karol Szulim i rezultat 4:2 nie pozostawia już wątpliwości, kto z tej rywalizacji wyjdzie zwycięsko. Zwłaszcza, że Rembertcos nie mają już siły, a wszystkiemu winna bardzo krótka ławka rezerwowych, która nie pozwalała na zregenerowanie sił. Zabrakło ich w 35 minucie, gdy gracze w pasiastych koszulkach źle rozegrali aut, a ponieważ Robert Leszczyński opuścił swój posterunek i chciał pomóc kolegom w rozegraniu, to Krzyśkowi Włodydze zostało jedynie trafić w światło bramki. I czyniąc to skutecznie, zainkasował hat-tricka. Gorszy od niego nie chciał być Jarek Prasek i trafieniem na kilka sekund przed końcem, również skompletował trzy bramki w spotkaniu, jednak był to jedyny pozytywny akcent tego meczu w wykonaniu przedstawicieli Rembertowa. Przy tak wąskim składzie, przy braku braci Choińskich czy Kamila Jedlińskiego, to się po prostu musiało tak skończyć. Chwała im jednak, że podnieśli się po fatalnym początku spotkania i do samego końca walczyli, by skórę sprzedać jak najdrożej. I choć udało się, to marne to pocieszenie. Druga liga coraz bliżej i tylko jakieś zjawisko nadprzyrodzone może im pomoc uniknąć relegacji. Ciekawostką jest fakt, że wszystkie cztery ostatnie mecze przegrali w stosunku 3:5. Ten rezultat pokazuje, że dystans do lepszych zespołów wcale nie jest taki duży, jednak wciąż istnieje, co dobitnie pokazuje, jak wiele poziomów dzieli pierwszą i drugą ligę. Andromeda robi wszystko, by za pół roku nie musieć się o tym przekonać. We wtorek jej gra nie wyglądała rewelacyjnie, ale w tak ważnym starciu nie liczy się jakość, tylko efekt. Teraz 'błękitnych' czeka kolejne arcyważne starcie z Cubaną, które urasta do rangi priorytetowego, szczególnie w kontekście rywali z dwóch ostatnich kolejek – Pędzących Żółwi i DUETu. Tam zdobycie jakiegokolwiek punktu będzie niczym osiągnięcie Mount Everest. Cubana jawi się jako góra łatwiejsza do zdobycia, co nie oznacza że łatwa. Najważniejsze jednak, iż los Andromedy zależy w tym momencie wyłącznie od niej a przecież In-Plus, który w tabeli lokuje się tuż za 'błękitnymi', tylko czeka na ich potknięcie. A terminarz wydaje się mieć zdecydowanie łatwiejszy...

 

Przebieg spotkania:

1' Krzysiek Włodyga (0:1)

2' Krzysiek Włodyga (0:2)

6' Jarek Prasek (1:2)

13' Jarek Prasek (2:2)

24' Paweł Roguski (2:3)

27' Karol Szulim (2:4)

35' Krzysiek Włodyga (2:5)

40' Jarek Prasek (3:5)

 

- piłkarz meczu - Krzysiek Włodyga (Andromeda)

 

Remberticos:

Robert Leszczyński - Łukasz Migała - Paweł Leszczyński - Łukasz Prasek - Jarek Prasek

rezerwowi:

- Michał Minkina

 

Andromeda:

Kamil Ciechowicz - Karol Szulim - Maciek Włodyga - Adam Marcinkiewicz - Krzysiek Włodyga

rezerwowi:

- Paweł Roguski

- Wojtek Kuciak

 

SKLEPY MEDYCZNE ZIELONKA 1:8 PĘDZĄCE ŻÓŁWIE

Finałem 6 kolejki 1.ligi była rywalizacja Sklepów Medycznych z Pędzącymi Żółwiami. I kto by przypuszczał, że to ci pierwsi będą do niej przystępować może nie w roli faworyta, ale drużyny, która po pięciu kolejkach ma więcej punktów i pozostawia po sobie lepsze wrażenie. U Żółwi było jednak widać ogromną determinację i ujawniała się ona nie tylko w liczbie zawodników chętnych do gry, ale we wzajemnych rozmowach i podejściu do spotkania. Sklepy takiego komfortu psychicznego mieć nie mogły, bo Piotrkowi Dudzińskiemu, w chwili rozpoczęcia spotkania, udało się zebrać grupę zaledwie 5 zawodników, a więc bez zmian, a sam Piotrek musiał stanąć między słupkami. To nie zwiastowało sukcesu, chociaż pierwsze minuty były bardzo wyrównane i mimo, że Pędzące zdawały sobie sprawę z braku nominalnego bramkarza wśród rywali, to z rzadka sprawdzały umiejętności jego zastępcy. Co więcej – to dawny FC Hash miał lepszą okazję do zdobycia pierwszego trafienia, gdy w 7 minucie zaskakującym uderzeniem popisał się Mateusz Kowalski i tylko refleks Piotrka Rosłona sprawił, że odbił piłkę, która następnie odbiła się jeszcze od poprzeczki i wyszła na rzut rożny. Ale już w tym momencie, lampka kontrolna poziomu paliwa w mechanizmie Sklepów zaczęła informować, że jadą na rezerwie. Z każdą upływająca minutą miejscowi wyglądali coraz słabiej a w 12 minucie wreszcie zostali złamani. Kamil Boratyński strzelił z ostrego kąta i zmieścił piłkę przy lewej ręce Piotrka Dudzińskiego, dając drużynie nie tylko prowadzenie, ale możliwość zaprezentowania efektownej kołyski, która miała na celu uczczenie świeżo upieczonego ojca, którym został Marcin Błędowski (gratulujemy!). Rozbiórka Sklepów rozpoczęła się więc na dobre. W 15 minucie Zbyszek Turek, mimo ostrego kąta, zdołał dośrodkować piłkę w pole karne, a ta niczym w bilardzie odbiła się od jednego z przeciwników, którego naciskał Łukasz Kaczmarczyk i po raz drugi wpadła do siatki Medycznych. Chwile później już sam Łukasz wykorzystuje idealną asystę Kamila Boratyńskiego i robi się 3:0. A ataki Pędzących nie ustają – w 19 minucie znów asystuje Kamil Boratyński, a akcję zamyka Zbyszek Turek i do przerwy jest 4:0. Z oczów Pędzących można było wyczytać, iż to wcale nie koniec, tym bardziej, że przeciwnicy grali coraz ostrzej i to ewidentnie nie podobało się Marcinowi Błędowskiemu i spółce. Można było odnieść wrażenie, iż w wielu sytuacjach, które wcale tego nie wymagały, przedstawiciele miejscowej drużyny używali zbyt wiele siły i ciężko stwierdzić, czy był to efekt ich frustracji czy też nieumiejętność pogodzenia się z porażką. Do tego doszły absolutnie niepotrzebne dyskusje z arbitrem po niemal każdej akcji.
Wyglądało to, jakby czasem celowo szukali bezpośredniego starcia z przeciwnikiem, by po chwili móc podbiec do arbitra i spytać się go, czemu w identycznej (według nich) sytuacji, która miała miejsce wcześniej zagwizdał faul, a tym razem tego nie zrobił. Widocznie taka była ich metoda na dokończenie meczu. A czasu było jeszcze sporo, bo 20 minut, i chociaż między słupkami bramki pojawił się Hubert Kowalski, to gra Sklepów znacząco się nie poprawiła. Owszem, wprowadziło to więcej spokoju w poczynania drużyny, ale nie przeszkodziło Łukaszowi Kaczmarczykowi zdobyć w 21 minucie piątej bramki dla swojego zespołu. W 23 minucie Pędzące miały również rzut karny, za zagranie ręką Andrzeja Kryńskiego, które było ewidentne i uniemożliwiło transport piłki do dobrze ustawionego zawodnika Żółwi, ale i tak spowodowało dyskusje z arbitrem. Radek Benbenkowski zmarnował jednak okazję, bo uderzył na siłę i Hubert Kowalski zachęcił świetną interwencją kolegów do walki. Ale ci ani myśleli grać w piłkę – owszem, byli już bardzo zmęczeni, ale dużą część energii tracili na własne życzenie, z powodów, o których można przeczytać wyżej. A 'biało-błękitni' konsekwentnie dążyli do wyniku dwucyfrowego. W 24 minucie hat-tricka skompletował Łukasz Kaczmarczyk, a 60 sekund później, za sprawą Kamila Boratyńskiego było już 0:7. Miazga. Dość powiedzieć, że dopiero 5 minut później, miejscowi przeprowadzili pierwszą(!) składną akcję w drugiej połowie, po której Piotrek Rosłon musiał wyostrzyć zmysły, chociaż strzał Pawła Kryńskiego i tak wylądował obok słupka. Podopiecznym Piotrka Dudzińskiemu udało się jednak strzelić gola honorowego, a jego autorem był wspomniany Paweł Kryński. Ale nic to nie zmieniło, a kilka chwil później stempel na spektakularnej wiktorii 'Skorupiaków' postawił Radek Benbenkowski. Trzy punkty pojechały więc do Wołomina i bardzo dobrze, bo przeciwnik swoją postawą nie zasłużył nawet na tę honorową bramkę. Takie spotkania też się jednak zdarzają, ale miejmy nadzieję, iż Sklepy wyciągną wnioski, bo a) wolimy pamiętać ich świetną, boiskowa postawę z Samymi Swoimi czy Pubem Offside; b) są im potrzebne punkty, bo porażka niebezpieczne zbliżyła ich do strefy barażowej. Sytuacja Pędzących również nie jest do końca klarowna, jednak ich forma daje do zrozumienia, że ze spokojem oczekują końcówki rozgrywek i środek tabeli osiągną bez większego problemu. Zwłaszcza z tak konsekwentną grą, na którą przyjemnie się patrzyło. To też dobry prognostyk przed pucharem, który jest przecież jedyna szansą Marcina Błędowskiego i spółki na jakiekolwiek trofeum. A Pędzące wiedzą, jak się te rozgrywki wygrywa - ich radość w 3 edycji, po zwycięstwie w rzutach karnych z Samymi Swoimi pamiętamy przecież do dziś. Powtórka z rozrywki wcale nie jest wykluczona.

 

Przebieg spotkania:

12' Kamil Boratyński (0:1)

15' gol samobójczy (0:2)

17' Łukasz Kaczmarczyk (0:3)

18' Zbyszek Turek (0:4)

20' Łukasz Kalata

21' Łukasz Kaczmarczyk (0:5)

24' Łukasz Kaczmarczyk (0:6)

25' Kamil Boratyński (0:7)

31' Paweł Kryński (1:7)

36' Radek Benbenkowski (1:8)

 

- piłkarz meczu - Kamil Boratyński (Pędzące Żółwie)

 

Sklepy Medyczne Zielonka:

Piotr Dudziński - Andrzej Kryński - Paweł Kryński - Mateusz Kowalski - Miłosz Pacha

rezerwowi:

- Łukasz Kalata

- Hubert Kowalski

 

Pędzące Żółwie:

Piotr Rosłon - Marcin Błędowski - Mateusz Dudek - Zbyszek Turek - Łukasz Kaczmarczyk

rezerwowi:

- Kamil Boratyński

- Maciek Waliłko

- Przemek Tucin

- Radek Benbenkowski


  • Komentarzy [0]
  • czytano: [1117]
 

Dodaj swój komentarz

Autor: Treść:pozostało znaków:

PARTNERZY

 

Reklama

Zegar

Najbliższe spotkanie

W najbliższym czasie zespół nie rozgrywa żadnego spotkania.

Najlepsi gracze sezonu!

I Liga

KRÓL STRZELCÓW:

NORBERT CIOK (DUET)

 

NAJLEPSZY ZAWODNIK:

PIOTR MARKOWSKI (DUET)

 

NAJLEPSZY BRAMKARZ:

ADAM STAŃCZUK (SAMI SWOI)

 

II Liga

KRÓL STRZELCÓW:

PAWEŁ GOŁASZEWSKI (TIGERS)

 

NAJLEPSZY ZAWODNIK:

HUBERT ZACH (MIR-BUD)

 

NAJLEPSZY BRAMKARZ:

KUBA SZCZĘŚNIAK (AL-MAR)

Najlepsi typerzy

Zaloguj się, aby typować.
Lp. Osoba Pkt.
1. Dabek12349 78
2. KeToN38 69
3. tortil 67
4. rogal89 66
5. krzy7iek 62
6. Helmut2 60
7. Ola_09 60
8. majcin23 59
9. ordi92 52
10. barkley123 48

Buttony

Kontakty